piątek, 27 lipca 2012

DZIEŃ 1 - Początek w piątek. Zittau - Zgorzelec


Relacja z wyzwania


Zgorzelec-Górlitz: katedra górująca nad Nysą

Po tylu tygodniach przygotowań (zarówno organizacyjnych i kondycyjnych) ruszyłem w długą trasę. Najpierw samochodem do Zittau - dzięki uprzejmości miłych ludzi z Bogatyni. Dalej w drogę już tylko na rolkach z kijkami - no i z plecakiem, choć tego ostatniego towarzysza z chęcią bym zostawił, gdybym tylko mógł! Zaczęło się od kontroli granicznej, jak za starych czasów. Dowiedziałem się od handlarzy z pogranicza, że teraz kontrolują nawet bardziej niż wtedy, co istniało przejście graniczne. Kartoteka okazała się czysta i mogłem ruszyć w dalszą drogę. Jechało się dobrze i z oddali podziwiałem krajobraz z elektrownią Turów w Bogatyni (kilka dni wcześniej był tam duży pożar).

Droga żwirowa do Marienthal. I dający złudne nadzieje kawałek asfaltu.


Już zacząłem wierzyć, że bardzo szybko znajdę się w Zgorzelcu. A tu nie! Asfalt się urwał i czekała mnie droga szutrowa z kategorii tych najgorszych, czyli żwirowa. Jazda trudna lub bardzo mało przyjemna. Ciągnęła się około 8 kilometrów - dobrze, że nie wiedziałem tej liczby na początku. Rolek nie zdejmowałem licząc, że asfalt się zacznie i zaczynał się - tyle, że kilkanaście razy i kończył po kilku, kilkunastu metrach. Jak swoista "fatamorgana". Nic tak nie boli, jak odebrana nadzieja. Jednakże ten odcinek jest bardzo malowniczy - górny wartki bieg Nysy Łużyckiej w cieniu drzew cieszy oko. Niestety mało skorzystałem z tej malowniczej scenerii.

Elektrownia Turów w Bogatyni

Ładne i duże jezioro rekultywowane z byłej kopalni - bardzo dobre miejsce na kąpiel, a nawet na camping. Uwaga na naturystów!

Dalsza część trasy już w upale, jednak płynnie na tyle, że nie spóźniłem się na umówione spotkanie z mediami w Zgorzelcu. Zdążyłem nawet rozwiesić plakaty i zjeść obiad. Na spotkaniu z przedstawicielami mediów przeżyłem niemały szok. Nie sądziłem, że mogę liczyć na tak duże zainteresowanie.

Bardzo miłe i pożyteczne dla projektu, a dla mnie trochę stresujące i nowe doświadczenie.



Klasztor Marienthal w tle
Zgorzelec to bardzo ładne miasto -po obu stronach granicy zarówno polskiej i niemieckiej. Warto tu przyjechać (nawet specjalnie tutaj) ze względu na niepowtarzalny klimat przygraniczny i bardzo ładne uliczki w mieście i bulwary przy rzece. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie.

Pozdrawiam - zostańcie z nami. Ogromnie dziękuję Pani, z której komputera, noclegu i gościnności właśnie korzystam w Zgorzelcu na Konopnickiej.
Dom Kultury w Zgorzelcu


W międzyczasie w Kiabakari

Obudziliśmy się na misji ze świadomością, że Kamil wyrusza w trasę. Jesteśmy z Nim myślami, modlimy się i trzymamy kciuki. Przy śniadaniu "Rolki bez Granic" były wiodącym tematem rozmowy.

Po śniadaniu każdy poszedł do swoich zajęć.
Agata i Karolina na lekcji języka swahili

Karolina i Agata, wolontariuszki naszej Fundacji, które przybyły do Kiabakari realizować projekt "Pierwsza Pomoc" finansowany przez Polska Pomoc z ramienia MSZ od lipca do końca br. kontynuowały naukę języka swahili w altance przy domu gościnnym świetej Marty przy misji. Ich nauczycielem jest Pan Benjamin Kyaundi, emerytowany nauczyciel swahili ze szkoly języka w Makoko w Musomie, ktory 21 lat temu uczył i mnie swahili.
Aurelia, nasza gospodyni, poszła sprawdzić, ile jajek zniosły nam dzisiaj kury.

A gdy zajechał minibus z piekarni z dostawą świeżego chleba dla Kiabakari raz na tydzień, kupiła 10 bochenków, by wystarczyło chleba na cały tydzień...

Następnie zabrała się za przygotowanie obiadu dla całej naszej załogi...
Kościół w Kiabakari




W międzyczasie otworzyłem kościół. Dziś piątek, a zatem dzień skupienia dla wspólnoty parafialnej. Zawsze kilka do kilkudziesięciu osób przychodzi na wspólną modlitwę. Rozpoczynamy o 10 rano jutrznia, potem Różaniec, Droga Krzyżowa, konferencja duchowa, modlitwa w ciągu dnia, spowiedź, Msza święta połączona z Nieszporami i koronka do Miłosierdzia Bożego. Kończymy przed 16-tą... Dzisiaj główna intencja modlitwy i Mszy świętej to Kamil i Kasia i "Rolki bez Granic". Będziemy się modlić cała wspólnotą przez cały czas trwania wyzwania charytatywnego. Moi parafianie pozdrawiają Kamila i Kasie, życzą powodzenia i dziękują za tak wspaniała szlachetna inicjatywę. Czekają z otwartymi sercami na Was, Kasiu i Kamilu!


W międzyczasie przyjechał na motorku jeden z pracowników wodociagów wiejskich, mówiąc, że zaczęli pompować wodę z jeziora (Wiktorii) w stronę Butiamy. Polecieliśmy zamontować pompę przepływowa obok placu zabaw, żeby zwiększyć ciąg wody i by ją wypchać na górkę do naszego głównego zbiornika, który był już prawie pusty i byłem zmartwiony, co będzie, jeśli deszcz nie spadnie i nie zaczną pompować wody w Kiabakari. Bogu dzięki, że akurat dziś mamy wodę w wodociagu i jak pisze te słowa, to już 5 godzin woda leci do zbiornika!


W przerwie między modlitwami poszedłem na plac zabaw naszego przedszkola pw. Błog. Marii Teresy Ledochowskiej i szkoły podstawowej pw. blog. Edmunda Bojanowskiego, prowadzonych przez Siostry Służebniczki Starowiejskie z Zambii, z pomocą niemieckich wolontariuszy z organizacji Internazionaler Bund. Na placu spotkałem dzieci z wszystkich klas z siostrami Josephina i Angela, Madame Angel i wolontariuszami Denise i Thomasem.

Denise

Thomas

Wracając napotkałem trójkę dzieci wracająca z młyna z workami mąki na głowie. Im mniejsze dziecko, tym mniejszy pakunek na główce.



Po Mszy świętej w kościele i zakończeniu dnia skupienia poszedłem do ośrodka zdrowia. Dziś piątek, niewiele było pacjentów. Bogu dzięki w sumie! Tylko około 20, więc spokojniejszy dzień w ośrodku...
Chciałem zbadać się, czy nie mam malarii, bo czuje się dziś niewyraźnie. Ania laborantka pobrała krew, ale okazało się malarii nie mam, więc przyszła przed chwilą do domu wysłana przez naszego dra Raymonda, by pobrać krew z żyły i zobaczyć, czy nie mam duru brzusznego. Zobaczymy.

Przy misji już spotkałem się z moimi ministrantami, którzy przyszli po piłki, bo mają za chwile mecz z drużyną wioskową Kapelano FC. Mam nadzieje, że pójdzie im dobrze!

Kończy sie powoli piątek. Słońce zajdzie błyskawicznie około godziny 19... Gdy zasiądziemy do stołu wieczorem, myślami i sercem będziemy z Kamilem i Kasia, ciekawi, jak minął pierwszy dzień na rolkach...

Nawierzchnia trasy Zittau-Zgorzelec

Klasy dróg legenda:
kl. - klasa np. kl. 1

1 - asfalt bardzo dobry lub dobry jazda przyjemna
2 - kostka brukowa, płytki chodnikowe, kiepski asfalt - jazda możliwa ale mniej przyjemna
3 - szutrowa, żwirowa lub piaskowa droga, kocie łby jazda niemożliwa lub bardzo uciążliwa

Dzisiaj krótko mówiąc - liczyłem na ciut lepszą. Z wycieczek rowerowych nie zapamiętałem tego odcinka wcale, jak się okazuje. Do konkretów.

Trasa łącznie - 40km

Zittau - Hirszfelde: 8 km - dobry asfalt, droga z górki, ścieżka rowerowa obok drogi samochodowej (kl. 1)

W Hirszfelde: 500-700 metrów kostki brukowej, jazda możliwa (kl. 2).

Hirszfelde - Mariental: 8 kilometrów drogi szutrowej, a na domiar złego ze żwirem. Jazda trudna i bardzo uciążliwa, za to ładnie położona w lesie przy rzece :) (kl. 3).

Ostritz: też 1,5-2 km też nieciekawie. Tutaj poznamy wszystkie rodzaje nawierzchni. Dominują kocie łby, kostka brukowa, jest trochę piaszczystej i miejscami asfalt (kl. głównie 2 i 3).

Po opuszczeniu Ostritz przez 22 km droga asfaltowa (kl. 1) biegnąca po polu i też (rzadko) przy drodze samochodowej prawie w całości jako odrębna ścieżka rowerowa. Wyjątek miejscowość Leuba: 1,5 km kostki bruk. (kl. 2), ale jak ktoś nie lubi wibracji może jechać po drodze samochodowej biegnącej tuż obok.

W Görlitz (przynajmniej do mostu staromiejskiego) asfalt (kl. 1)

Porady dla podróżujących

Kijki bardzo pomagają na nawierzchniach gorszych lub beznadziejnych. Dla równowagi - po pierwsze. Po drugie - umożliwiają jako taką jazdę. Można wyrównać rolki równolegle i jechać na odpychu po trudnych nawierzchniach.

Jeżdżąc rano uważajmy na trasy biegnące w lesie. Jazda tam jest bardzo przyjemna, ale może być zdradliwa Nawet jak nie padało wcześniej, to droga może być pokryta wilgocią i jest bardzo śliska.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz