niedziela, 30 września 2012

Podziękowania



Podziękowania

Po całym zamieszaniu związanym z przygotowaniami do naszego ślubu przyszedł czas, aby spokojnie przysiąść i podziękować wszystkim - bez których projekt by się nie odbył. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ jest tyle osób, którym podziękowania się należą, że łatwo przez zwykłą ludzką nieuwagę kogoś pominąć - za co z góry przepraszamy. Więc teraz już jako małżeństwo pragniemy bardzo podziękować wszystkim poniżej wymienionym.

Osobą, która bez wątpienia - od samego początku - z całych sił dokładała starań, aby projekt doszedł do skutku i powiódł się jak najlepiej - jest pani Bożena Koczur, sekretarz Fundacji. Wielkie podziękowania dla Ciebie, Bożena.

Dziękujemy księdzu Wojciechowi Kościelniakowi za to, że dzielił się z nami życiem na misji i pani Annie Marii Piwowarskiej, która dbała o to, by blog był zrozumiały dla wszystkich i bardziej poprawny.

Dziękujemy rodzinie i znajomym za to, że cały czas byli (i są) z nami.

Chcieliśmy bardzo podziękować sponsorom i patronom medialnym projektu:
- firmie Exel - panu Karolowi Bartczakowi;
- portalowi Nartorolki.pl - panu Michałowi Rolskiemu;
- portalowi Calisia.pl - pani Marlenie Witman;
- portalowi Dziennik WWW.ZGORZELEC.INFO;
Gazecie Powiatowa Zgorzelec;
- portalowi www.NaRolkach.pl;
- Gazecie Chojeńskiej - panu Robertowi Ryssowi;
- Gazecie Gryfińskiej - panu Tomaszowi Millerowi.

Szczególne podziękowania należą się w tym miejscu Wydziałowi Duszpasterstwa Misyjnego Archidiecezji Krakowskiej - patronowi honorowemu projektu z księdzem Tadeuszem Dziedzicem na czele i Wydawnictwu PLATAN - partnerowi projektu, a w szczególności panu Kazimierzowi Pawlikowi.

Chcieliśmy podziękować za wszelkie udzielone porady prawnikom panu Janowi Gajdzie i pani Annie Staszak.

Nie sposób wręcz nie podziękować za nieocenioną pomoc i zainteresowanie projektem pracownikom ośrodka OSiR w Gryfinie, pracownikom Wydziału Promocji Miasta w Zgorzelcu, Gazecie 7 dni Gryfina - panu Maciejowi Wróblowi, Telewizji Pomerania ze Szczecina, Radiu Szczecin, firmie Milo z Dąbrowy Górniczej - panu Dariuszowi Blaszkiewiczowi, sklepowi Niecodzienni z Krakowa i wszystkim, u których miałem okazję gościć na nocleg podczas wyprawy.

I jak mówi znany angielski zwrot: ostatni w kolejności, ale nie co do znaczenia pragniemy podziękować kibicom z trasy i z bloga. Wielce dziękujemy za doping i wsparcie!




środa, 8 sierpnia 2012

DZIEŃ 12 - Lecim na Szczecin? Gryfino - Szczecin

Relacja z wyzwania 

I graffiti może być "bez granic"
Gryfino udało mi się opuścić ok. godziny 16. Powody tego późnego wyruszenia były dwa. Pierwszym były sprawy związane z prowadzeniem bloga i zwiedzaniem miasta, które zajęły nadspodziewanie dużo czasu. A drugim bardzo miła atmosfera w Stanicy Wodnej, która zatrzymałaby mnie tam na dłużej, gdyby nie jeden fakt. Kasia - moja narzeczona - czekała już na mnie w Szczecinie. Po szybkiej przeprawie z panem Piotrem (tym razem był to kajak), znalazłem się w Mescherin po drugiej stronie Odry Zachodniej. 

wtorek, 7 sierpnia 2012

DZIEŃ 10 - między Odrą a Odrą. Krajnik Dolny (Chojna) - Gryfino

Relacja z wyzwania

Chojna - miasto gotyku
Po przebudzeniu, wczesnym rankiem i napisaniu relacji z trasy ruszyłem (samochodem z właścicielką pensjonatu, w którym spałem) do Chojny. Byłem bardzo ciekaw, czy informacje z ulotki, którą przeczytałem parę miesięcy temu o Chojnie - mówią prawdę. Nie trudno zgadnąć nawet po krótkim spojrzeniu na zdjęcia. Chojna jest miastem gotyku i dla człowieka z Wielkopolski jest to dość interesujące.
Na miejscu dowiedziałem się też o ciekawym zjawisku osadnictwa polskiego na ziemiach niemieckich. Powodem był wzrost cen nieruchomości w Polsce jeszcze kilka lat temu. Jak to stwierdził pan redaktor z Gazety Chojeńskiej z którym miałem okazję się spotkać: nie wiadomo co przyniosą nadchodzące lata dla tych ziem pogranicza, ponieważ wcześniejsze prognozy rzadko się sprawdzały. Jest to ciekawy aspekt życia w tym rejonie Polski.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

DZIEŃ 9 - w krainie wiecznych wiatrów. Kostrzyn n. Odrą - Krajnik Dolny (Chojna).

Relacja z wyzwania

Twierdza w Kostrzynie

O Kostrzynie napisałem w taki sposób, jakby był tylko miastem-dodatkiem do Przystanku Woodstock. Nic bardziej mylnego! Warto wybrać się i zobaczyć leżące przy Odrze pozostałości Starego Miasta i fortyfikacje obronne Twierdzy Kostrzyn. Drugą ważną sprawą jest fakt, że to właśnie w tym miejscu Warta zasila swą wodą Odrę. Nie byłoby w tym może nic spektakularnego, gdyby nie to, że to miejsce jest ostoją ptactwa! Przecież nie bez powodu założono tutaj Park Narodowy Ujścia Warty - najmłodszy z parków narodowych (powstały w 2001 r.). 

sobota, 4 sierpnia 2012

DZIEŃ 7 i 8 - Przystanek na przystanku. Słubice - Kostrzyn nad Odrą

Odra widziana z mostu w Słubicach

Relacja z wyzwania


Frankfurcki ratusz
We Frankfurcie, moje zwiedzanie nie trwało długo. Miasto jest ładne, z pewnością warto poświęcić mu więcej uwagi, niż ja. Ciekawostką, o której mało kto wie, są ufundowane tabliczki poświęcone Żydom wywiezionym do gett.

piątek, 3 sierpnia 2012

DZIEŃ 6 - Miasto powstałe w duchu idei. Neuzelle - Słubice

Relacja z wyzwania

Odra... cóż pisać więcej
Szkoda mi było opuszczać Neuzelle, nie tylko za sam urok i spokój miejscowości, ale też ze względu na poznanych podróżnych - na polu campingowym. Może zacznę paroma słowami o polu namiotowym.
W okolicy, oprócz samej altanki, było ładne oczko wodne, a w wolnostojącej zagrodzie mieszkały (czasem wojowały ze sobą) trzy kozy. Trochę przerażające było, gdy w środku nocy obudził mnie hałas. Wysunąłem głowę ze śpiwora i zobaczyłem w świetle księżyca - wpatrzone we mnie zwierzę, stojące na kamieniu, jakby gotowe do skoku. To właśnie jedna z tych wcześniej wspomnianych kózek!
Odra na wysokości Słubic
Ludzie, których tam spotkałem to osobliwa mieszanka: dwoje Francuzów (bardzo zainteresowanych historią tego przygranicznego terenu) oraz Ekeherdia z Drezna z rodziną, muzyka z Niemiec, grającego muzykę żydowską w zespole Klezmart.

środa, 1 sierpnia 2012

DZIEŃ 5 - Gdzie Makłowicz kąpał się w piwie. Gubin - Neuzelle



Relacja z wyzwania

Ratusz z ruiny Kościoła Farnego w Gubinie.

Do Gubina dotarłem zbyt późno, żeby zwiedzać, ale na tyle wcześnie, aby dowiedzieć się co, gdzie i jak... Wywiad środowiskowy zrobiłem w biurze PTTK, przy okazji konsumpcji smacznego obiadu (zjedzonego po amerykańsku, w porze kolacji). Ostrzegam, że w wątku będzie dość dużo o kulinariach, osobom głodnym od razu radzę podejść do lodówki lub pobliskiego sklepu po przekąskę. A czego się dowiedziałem... Po podziale Gubina, po stronie polskiej zastała starówka, a po niemieckiej część przemysłowa. Tak przeczytałem w ulotce dla turystów. Od mieszkańców dodatkowo usłyszałem, że przemysł w równym stopniu po obu stronach upadł i z pracą ciężko. Niegdyś Gubin w XIX w. słynął z produkcji kapeluszy.

wtorek, 31 lipca 2012

DZIEŃ 4 - Zaplątany w Zasieki. Zasieki - Gubin.

Palac Bruhla w Brodach

Relacja z wyzwania

Całkiem przypadkowy nocleg we wsi o wdzięcznej nazwie Zasieki, okazał się (jak do tej pory) największym odkryciem wyprawy. Tuż przed zachodem słońca, obawiając się, że nocleg wypadnie mi pod chmurką, udało mi się szczęśliwie trafić do gospodarstwa agroturystycznego. Przyjęto mnie tam bardzo miło. Jedynym uniedogodnieniem był brak komputera, (była sieć wi-fi - tyle, że mnie to nie urządzało), aby móc przesłać Wam najnowsze informacje z trasy.

niedziela, 29 lipca 2012

DZIEŃ 3 - Kebab u Ahmeda zamknięty. Łęknica-Zasieki

Relacja z wyzwania  

Widok na Park Mużakowski
Pomimo tego, że udało mi się wczorajszą jazdą nadrobić jeden dzień - w stosunku do założonego planu - i tak musiałem dziś wstać o godz. 6. Dopiero z samego rana, mając dostęp do komputera, mogłem przepisywać notatki, które zrobiłem wczorajszej nocy, opisując wrażenia z wyzwania, opis nawierzchni i porady...

DZIEŃ 2 - Uciekając przed widmem burzy. Zgorzelec - Łęknica

Wzdłuż Nysy Łużyckiej.
Tą drogą można spokojnie jechać wiele kilometrów

Relacja z wyzwania 

W porównaniu z dniem wczorajszym dziś jazda była o niebo przyjemniejsza. Na tyle, że udało mi się przejechać dłuższą trasę niż zamierzałem. Po krótkim odpoczynku nocnym (krótkim, bo po tym, jak dokończyłem poprzedniego posta późno w nocy, musiałem jeszcze wyserwisować rolki) i spotkaniu z redaktorem Gazety Powiatowej Zgorzelec ruszyłem przez granicę w dalszą trasę. Z żalem opuszczałem Zgorzelec-Görlitz, miasto, które będę zawsze dobrze wspominał. Nie tylko ze względu na jego urok, ale i na spotkanych mieszkańców.

piątek, 27 lipca 2012

DZIEŃ 1 - Początek w piątek. Zittau - Zgorzelec


Relacja z wyzwania


Zgorzelec-Górlitz: katedra górująca nad Nysą

Po tylu tygodniach przygotowań (zarówno organizacyjnych i kondycyjnych) ruszyłem w długą trasę. Najpierw samochodem do Zittau - dzięki uprzejmości miłych ludzi z Bogatyni. Dalej w drogę już tylko na rolkach z kijkami - no i z plecakiem, choć tego ostatniego towarzysza z chęcią bym zostawił, gdybym tylko mógł! Zaczęło się od kontroli granicznej, jak za starych czasów. Dowiedziałem się od handlarzy z pogranicza, że teraz kontrolują nawet bardziej niż wtedy, co istniało przejście graniczne. Kartoteka okazała się czysta i mogłem ruszyć w dalszą drogę. Jechało się dobrze i z oddali podziwiałem krajobraz z elektrownią Turów w Bogatyni (kilka dni wcześniej był tam duży pożar).

Droga żwirowa do Marienthal. I dający złudne nadzieje kawałek asfaltu.


Już zacząłem wierzyć, że bardzo szybko znajdę się w Zgorzelcu. A tu nie! Asfalt się urwał i czekała mnie droga szutrowa z kategorii tych najgorszych, czyli żwirowa. Jazda trudna lub bardzo mało przyjemna. Ciągnęła się około 8 kilometrów - dobrze, że nie wiedziałem tej liczby na początku. Rolek nie zdejmowałem licząc, że asfalt się zacznie i zaczynał się - tyle, że kilkanaście razy i kończył po kilku, kilkunastu metrach. Jak swoista "fatamorgana". Nic tak nie boli, jak odebrana nadzieja. Jednakże ten odcinek jest bardzo malowniczy - górny wartki bieg Nysy Łużyckiej w cieniu drzew cieszy oko. Niestety mało skorzystałem z tej malowniczej scenerii.

Elektrownia Turów w Bogatyni

Ładne i duże jezioro rekultywowane z byłej kopalni - bardzo dobre miejsce na kąpiel, a nawet na camping. Uwaga na naturystów!

Dalsza część trasy już w upale, jednak płynnie na tyle, że nie spóźniłem się na umówione spotkanie z mediami w Zgorzelcu. Zdążyłem nawet rozwiesić plakaty i zjeść obiad. Na spotkaniu z przedstawicielami mediów przeżyłem niemały szok. Nie sądziłem, że mogę liczyć na tak duże zainteresowanie.

Bardzo miłe i pożyteczne dla projektu, a dla mnie trochę stresujące i nowe doświadczenie.



Klasztor Marienthal w tle
Zgorzelec to bardzo ładne miasto -po obu stronach granicy zarówno polskiej i niemieckiej. Warto tu przyjechać (nawet specjalnie tutaj) ze względu na niepowtarzalny klimat przygraniczny i bardzo ładne uliczki w mieście i bulwary przy rzece. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie.

Pozdrawiam - zostańcie z nami. Ogromnie dziękuję Pani, z której komputera, noclegu i gościnności właśnie korzystam w Zgorzelcu na Konopnickiej.
Dom Kultury w Zgorzelcu


W międzyczasie w Kiabakari

Obudziliśmy się na misji ze świadomością, że Kamil wyrusza w trasę. Jesteśmy z Nim myślami, modlimy się i trzymamy kciuki. Przy śniadaniu "Rolki bez Granic" były wiodącym tematem rozmowy.

Po śniadaniu każdy poszedł do swoich zajęć.
Agata i Karolina na lekcji języka swahili

Karolina i Agata, wolontariuszki naszej Fundacji, które przybyły do Kiabakari realizować projekt "Pierwsza Pomoc" finansowany przez Polska Pomoc z ramienia MSZ od lipca do końca br. kontynuowały naukę języka swahili w altance przy domu gościnnym świetej Marty przy misji. Ich nauczycielem jest Pan Benjamin Kyaundi, emerytowany nauczyciel swahili ze szkoly języka w Makoko w Musomie, ktory 21 lat temu uczył i mnie swahili.
Aurelia, nasza gospodyni, poszła sprawdzić, ile jajek zniosły nam dzisiaj kury.

A gdy zajechał minibus z piekarni z dostawą świeżego chleba dla Kiabakari raz na tydzień, kupiła 10 bochenków, by wystarczyło chleba na cały tydzień...

Następnie zabrała się za przygotowanie obiadu dla całej naszej załogi...
Kościół w Kiabakari




W międzyczasie otworzyłem kościół. Dziś piątek, a zatem dzień skupienia dla wspólnoty parafialnej. Zawsze kilka do kilkudziesięciu osób przychodzi na wspólną modlitwę. Rozpoczynamy o 10 rano jutrznia, potem Różaniec, Droga Krzyżowa, konferencja duchowa, modlitwa w ciągu dnia, spowiedź, Msza święta połączona z Nieszporami i koronka do Miłosierdzia Bożego. Kończymy przed 16-tą... Dzisiaj główna intencja modlitwy i Mszy świętej to Kamil i Kasia i "Rolki bez Granic". Będziemy się modlić cała wspólnotą przez cały czas trwania wyzwania charytatywnego. Moi parafianie pozdrawiają Kamila i Kasie, życzą powodzenia i dziękują za tak wspaniała szlachetna inicjatywę. Czekają z otwartymi sercami na Was, Kasiu i Kamilu!


W międzyczasie przyjechał na motorku jeden z pracowników wodociagów wiejskich, mówiąc, że zaczęli pompować wodę z jeziora (Wiktorii) w stronę Butiamy. Polecieliśmy zamontować pompę przepływowa obok placu zabaw, żeby zwiększyć ciąg wody i by ją wypchać na górkę do naszego głównego zbiornika, który był już prawie pusty i byłem zmartwiony, co będzie, jeśli deszcz nie spadnie i nie zaczną pompować wody w Kiabakari. Bogu dzięki, że akurat dziś mamy wodę w wodociagu i jak pisze te słowa, to już 5 godzin woda leci do zbiornika!


W przerwie między modlitwami poszedłem na plac zabaw naszego przedszkola pw. Błog. Marii Teresy Ledochowskiej i szkoły podstawowej pw. blog. Edmunda Bojanowskiego, prowadzonych przez Siostry Służebniczki Starowiejskie z Zambii, z pomocą niemieckich wolontariuszy z organizacji Internazionaler Bund. Na placu spotkałem dzieci z wszystkich klas z siostrami Josephina i Angela, Madame Angel i wolontariuszami Denise i Thomasem.

Denise

Thomas

Wracając napotkałem trójkę dzieci wracająca z młyna z workami mąki na głowie. Im mniejsze dziecko, tym mniejszy pakunek na główce.



Po Mszy świętej w kościele i zakończeniu dnia skupienia poszedłem do ośrodka zdrowia. Dziś piątek, niewiele było pacjentów. Bogu dzięki w sumie! Tylko około 20, więc spokojniejszy dzień w ośrodku...
Chciałem zbadać się, czy nie mam malarii, bo czuje się dziś niewyraźnie. Ania laborantka pobrała krew, ale okazało się malarii nie mam, więc przyszła przed chwilą do domu wysłana przez naszego dra Raymonda, by pobrać krew z żyły i zobaczyć, czy nie mam duru brzusznego. Zobaczymy.

Przy misji już spotkałem się z moimi ministrantami, którzy przyszli po piłki, bo mają za chwile mecz z drużyną wioskową Kapelano FC. Mam nadzieje, że pójdzie im dobrze!

Kończy sie powoli piątek. Słońce zajdzie błyskawicznie około godziny 19... Gdy zasiądziemy do stołu wieczorem, myślami i sercem będziemy z Kamilem i Kasia, ciekawi, jak minął pierwszy dzień na rolkach...

Nawierzchnia trasy Zittau-Zgorzelec

Klasy dróg legenda:
kl. - klasa np. kl. 1

1 - asfalt bardzo dobry lub dobry jazda przyjemna
2 - kostka brukowa, płytki chodnikowe, kiepski asfalt - jazda możliwa ale mniej przyjemna
3 - szutrowa, żwirowa lub piaskowa droga, kocie łby jazda niemożliwa lub bardzo uciążliwa

Dzisiaj krótko mówiąc - liczyłem na ciut lepszą. Z wycieczek rowerowych nie zapamiętałem tego odcinka wcale, jak się okazuje. Do konkretów.

Trasa łącznie - 40km

Zittau - Hirszfelde: 8 km - dobry asfalt, droga z górki, ścieżka rowerowa obok drogi samochodowej (kl. 1)

W Hirszfelde: 500-700 metrów kostki brukowej, jazda możliwa (kl. 2).

Hirszfelde - Mariental: 8 kilometrów drogi szutrowej, a na domiar złego ze żwirem. Jazda trudna i bardzo uciążliwa, za to ładnie położona w lesie przy rzece :) (kl. 3).

Ostritz: też 1,5-2 km też nieciekawie. Tutaj poznamy wszystkie rodzaje nawierzchni. Dominują kocie łby, kostka brukowa, jest trochę piaszczystej i miejscami asfalt (kl. głównie 2 i 3).

Po opuszczeniu Ostritz przez 22 km droga asfaltowa (kl. 1) biegnąca po polu i też (rzadko) przy drodze samochodowej prawie w całości jako odrębna ścieżka rowerowa. Wyjątek miejscowość Leuba: 1,5 km kostki bruk. (kl. 2), ale jak ktoś nie lubi wibracji może jechać po drodze samochodowej biegnącej tuż obok.

W Görlitz (przynajmniej do mostu staromiejskiego) asfalt (kl. 1)

Porady dla podróżujących

Kijki bardzo pomagają na nawierzchniach gorszych lub beznadziejnych. Dla równowagi - po pierwsze. Po drugie - umożliwiają jako taką jazdę. Można wyrównać rolki równolegle i jechać na odpychu po trudnych nawierzchniach.

Jeżdżąc rano uważajmy na trasy biegnące w lesie. Jazda tam jest bardzo przyjemna, ale może być zdradliwa Nawet jak nie padało wcześniej, to droga może być pokryta wilgocią i jest bardzo śliska.


czwartek, 26 lipca 2012

Ekwipunek na drogę

Po prawie całodniowej podroży zahaczając krótko o Zgorzelec udało mi się dotrzeć do Bogatyni. Pomimo tego, że rolek nie miałem na nogach wcale, to już jestem mocno zmęczony - lecz to nieuniknione w podróży w nowe miejsce. Spotkałem dziś wielu miłych ludzi w Zgorzelcu, poczynając od pracowników Wydziału Promocji Miasta w Zgorzelcu, którzy miło przyjęli projekt, przez rozmownych pasażera i kierowcę w autobusie (prawie całą trasa Zgorzelec - Bogatynia tylko w trzy osoby w całym autobusie), kończąc na ludziach z Bogatyni, u których zatrzymałem się na nocleg i którzy zaoferowali podwózkę prosto na trasę jutro z samego rana. Dalej będzie już tylko o ekwipunku...

Jak będzie wyglądała relacja?

Jak parę dni wcześniej tak i teraz udało mi się znaleźć chwilę, aby przysiąść do bloga dopiero tuż przed opuszczeniem Kalisza. A to wszystko przez typowe nawarstwienie różnych spraw związanych z przygotowaniami do wyzwania wynikłych (jakżeby inaczej) "za pięć dwunasta". Obiecuję także, że przez najbliższe dni nie będzie większych przerw w relacji.
Jutro będę już w Zgorzelcu, by potem wieczorem udać się do Bogatyni. W ten sposób z samego rana (bo zapowiadają upały) 27 lipca w piątek wyruszę w trasę z Zittau (niedaleko Bogatyni). Postaram się tym samym przełamać tradycyjne powiedzenie, że "w piątek zły początek".
Niech ten będzie dobry!
Poniżej postaram się opowiedzieć jak będzie wyglądała relacja z wyzwania i czego można się po niej spodziewać...

sobota, 21 lipca 2012

Wyzwanie za pasem - projekt nabiera tempa



Zbliża się wielkimi krokami dzień 27 lipca, kiedy to wystartuję z Zittau na północ - do Szczecina - relacjonując Wam cały przebieg wyzwania charytatywnego. Do relacji przewidziana jest niespodzianka, o której dowiedziecie się już wkrótce jeszcze przed tym, jak ruszę w podróż na rolkach z kijkami. Zostańcie więc z nami i dołączcie się do kibicowania!

sobota, 14 lipca 2012

Patronat Honorowy





Fundacja Kiabakari oraz zespół przygotowujący wyzwanie charytatywne ,,Rolki bez Granic" pragnie przekazać szczególne podziękowania dla Wydziału Duszpasterstwa Misyjnego Archidiecezji Krakowskiej, za objęcie honorowym patronatem  naszej akcji charytatywnej i propagowania jej w środowisku misyjnym .


czwartek, 12 lipca 2012

Promocje w Kaliszu

I po długiej nieobecności udało mi się wrócić do Kalisza. Tym razem jednak jako świeżo upieczony lekarz (co prawda na razie czekający cierpliwie na wydanie dyplomu i rejestrację w Izbie Lekarskiej). Zwykle tym milszym jest dla mnie powrót im dłuższa była nieobecność. Ale miało być coś o promocjach... a znowu pozwoliłem sobie, Drogi Czytelniku na drobną manipulację (i małą dygresję). Będzie nie o promocjach, ale o jednej promocji projektu "Rolki bez Granic" właśnie w moim rodzinnym mieście Kaliszu.

czwartek, 5 lipca 2012

Hipertermia atakuje!


Wstające zagrożenie czy tylko wschód Słońca?
I nie obędzie się bez wątku medycznego :) Tytuł posta zaczerpnąłem i sparafrazowałem ze znanego brukowca, w którym na pierwszej stronie widniało dużymi literami hasło w podobnym tonie. Wyglądało to dla mnie medyka dosyć zabawnie (nie chodziło o żadną epidemię), a piszący prawdopodobnie chciał uzyskać efekt przerażenia czytelników i skłonić ich do ukrycia w domach lub lepiej w przydomowych bunkrach.

sobota, 30 czerwca 2012

Czy jazda z kijkami jest ekscentryczna?

Świat widziany z "kokpitu" rolkarza z kijkami.
Chciałoby się powiedzieć dyplomatycznie, że pytanie to jest trudne, a odpowiedź jest niejednoznaczna. Chciałoby się, bo brzmiałoby to na pewno lepiej i ciekawiej niż to, co za chwilę powiem o nordic blading (bo taka jest ich nazwa po angielsku).

A odpowiedź jest dość prosta:
TAK, raczej wybierając się aktualnie na przejażdżkę trzeba liczyć się ze sporym zainteresowaniem ze strony innych uczestników tras rekreacyjnych, czyli rolkarzy i  rowerzystów.

czwartek, 21 czerwca 2012

Na co komu baniak wody w plecaku? Czyli o przygotowaniach


Trasa przy Wiśle. W tle - bliżej tor kajakowy,
a w oddali klasztor Kamedułów.
Czerwiec - dla każdego studenta, którym mam nadzieję być jeszcze nie dłużej niż tydzień - jest czasem trudnym z oczywistego powodu - trwa sesja. Samo słowo brzmi złowrogo, a pikanterii dodaje fakt, że w moim wypadku są to egzaminy dyplomowe, czyli zbierające materiał z kilku lat studiów (dwóch - trzech, a czasem nawet czterech lat!). Mimo tego - a może właśnie tym chętniej w celu zrobienia przerwy w nauce - staram się każdego dnia znaleźć czas na jazdę na rolkach. Szczególnie w tak piękną pogodę, jak w ostatnie dni.


piątek, 15 czerwca 2012

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Witamy wszystkich na blogu Wyzwania Charytatywnego "Rolki bez Granic"

Ponieważ to pierwszy post na tej stronie wypada napisać, co tutaj będzie można znaleźć:
- czym jest wyzwanie charytatywne "Rolki bez Granic" i w jakim celu powstało (patrz zakładka "Rolki bez Granic"),
- jak wyglądają przygotowania do trasy i w końcu od 27 lipca będzie można przeczytać na bieżąco relację z przebiegu wyzwania charytatywnego wraz ze zdjęciami z trasy,
- porady dla rolkarzy, jak przygotować się do dalszych podróży na rolkach i dlaczego warto to robić, a także szczegóły techniczne z trasy Odra-Nysa łącznie z mapką nawierzchni,
- jak można nam pomóc w osiągnięciu charytatywnego celu,
- informacja o naszych patronach i sponsorach.
Zostańcie z nami!
Pozdrawiamy serdecznie
Kamil i Kasia