niedziela, 29 lipca 2012

DZIEŃ 2 - Uciekając przed widmem burzy. Zgorzelec - Łęknica

Wzdłuż Nysy Łużyckiej.
Tą drogą można spokojnie jechać wiele kilometrów

Relacja z wyzwania 

W porównaniu z dniem wczorajszym dziś jazda była o niebo przyjemniejsza. Na tyle, że udało mi się przejechać dłuższą trasę niż zamierzałem. Po krótkim odpoczynku nocnym (krótkim, bo po tym, jak dokończyłem poprzedniego posta późno w nocy, musiałem jeszcze wyserwisować rolki) i spotkaniu z redaktorem Gazety Powiatowej Zgorzelec ruszyłem przez granicę w dalszą trasę. Z żalem opuszczałem Zgorzelec-Görlitz, miasto, które będę zawsze dobrze wspominał. Nie tylko ze względu na jego urok, ale i na spotkanych mieszkańców.


Nysa widziana z mostu łączącego Bad Muskau z Łęknicą
Po pewnych problemach z wyjazdem z miasta - nie, nie stałem w korkach :) wjechałem na prawdziwą rolkową autostradę. Bajeczna jazda! Pod względem komfortu - oczywiście. Dzięki górom Izerskim, a właściwie ich przedgórzu, z którego zjeżdżałem, jazda była również dość szybka. Trasa może nie była taka malownicza jak dnia poprzedniego. Przeważały pola, lasy i wsie niemieckie. Nieczęsto trasa zbliżała się do Nysy na tyle blisko, aby móc nacieszyć oko. Nysa przeto, od czasu, gdy ostatnio się widzieliśmy, zwolniła nieco tempo i w konsekwencji ciut przybrała w pasie :) W Rothenbburgu zjadłem skrócony obiad, czyli porcję frytek i dalej w drogę. Wśród rowerzystów na trasie Odra-Nysa mam już kilku znajomych, z którymi mijam się na trasie, zmierzających w tym samym kierunku, co ja. Co ciekawe widziałem też 7-8 latki, które dzielnie jeździły z dotroczonymi sakwami na rowerach - czym zyskały sobie moje pełne uznanie.
Wreszcie mogę legalnie jechać:)

Jadąc tak przeszło 40 km dość wcześnie znalazłem się w polskim mieście przygranicznym Przewóz - zamierzony cel w tym dniu. Jechać dalej i ryzykować większym zmęczeniem czy zostać na nocleg i ryzykować ewentualnym opóźnieniem. Wybór komplikowała nadciągająca burza. Wóz albo Przewóz? Zadzwoniłem do centrali wyprawy w Krakowie i Kasia poinformowała mnie o pogodzie godzinowej - o braku burzy - na tych terenach w godzinach jazdy. Wybrałem (chyba?) to pierwsze i pojechałem kolejne ponad 20 km do Łęknicy-Bad Muskau. Nie była to zła decyzja! Nadciągająca hałaśliwa chmura, przed którą jakiś czas uciekałem, okazała się rzeczywiście - na szczęście! - tylko straszeniem.W Łęknicy zatrzymałem się u poznanego rok wcześniej kaliszaka, który ugościł mnie, jak tylko mógł najlepiej w Pensjonacie Quenn. Miejsce godne polecenia z polem namiotowym i basenem w okolicy!
Wystawiony przez miejscowych poczęstunek przy drodze
Łęknicę i niemieckie Bad Muskau będę jeszcze zwiedzał, a szczególnie park Mużakowski - park w stylu angielskim wpisany na listę UNESCO. Dowiedziałem się też, że niedaleko (ok. 20 km od Łęknicy) znajduje się po stronie niemieckiej długa dobra trasa na rolki wokół jeziora Boxberg.
Czas już ruszać mi dalej w drogę.
Oto jak oryginalnie można oznaczyć parking.

 W międzyczasie w Kiabakari

Ciężka i krótka noc. Oglądałem z Agata i Thomasem otwarcie Olimpiady. Warto było siedzieć do 3 w nocy! Gdy obudziłem się po 2,5 godzinach snu, nie byłem już taki pewny, czy warto było zarywać noc, a sobota w Kiabakari jest dla mnie zawsze pracowita.

Po śniadaniu i dzieleniu się wrażeniami z otwarcia z resztą domowników, którzy przespali noc smacznie, Denise i Thomas - jako, że w soboty i w niedziele nie pracują w przedszkolu, poszli do pralni zrobić pranie.



Karolina i Agata z powrotem do swojej altanki na lekcje swahili.

Ja po konfesjonale i Mszy świętej o 7.30 rano (przyjechały na Msze także polskie Siostry Zmartwychwstanki ze szkoły średniej dla dziewcząt w Buturu, jakieś 10 km od Kiabakari), poszedłem do kancelarii.

Po uporaniu się ze sprawami, zajrzałem na sobotnie lekcje religii dla naszych katechumenów i dzieci do Pierwszej Komunii. Nasz kleryk, Agostino, który jest na wakacjach w parafii, miał katechezę w auli szkolnej (niewykończonej jeszcze).

A dzieci do Pierwszej Komunii miały przerwę i robiły sobie zgadywankę, rzucając nazwy miejscowości w Tanzanii i szukając na mapie.


Później miałem spotkanie z moimi ministrantami - kandydatami i weteranami ministrantury. Thomas od zeszłego tygodnia został trenerem drużyny piłkarskiej ministrantów. Wczoraj wygrali z lokalnym zespołem Kapelano FC 3-1. Dobry początek!

Dziś po południu pojadę do wioski Nyamika z wolontariuszami na Msze świętą ślubną. Pan Młody ma 57 lat, Pani Młoda 40. Żyją ze sobą w tradycyjnym związku małżeńskim od 12 lat, a teraz postanowili konsekrować ten związek sakramentem małżeństwa. Wczoraj wieczorem, gdy wyszli z kancelarii po ustaleniu już detali liturgii, chrztu dwójki ich małych dzieci i spraw urzędowych, przyjechała taksówka motocyklowa tzw. bodaboda - ojciec Panny Młodej. Powiedział, ze nie będzie ślubu, bo Pan Młody nie zapłacił mu do końca za jego córkę. Wg dokumentu z 2000 roku Pan Młody miał zapłacić 6 krów i 3 kozy za Esterę. Zapłacił 5 krów i 1 kozę. Została jedna krowa i dwie kozy. I ojciec powiedział, że bez spłaty tego długu ślubu nie będzie.

Kazałem mu wrócić dziś do kancelarii z dowodem tożsamości  i tym listem/umową o posagu, razem z Panem Młodym, by w mej obecności jakoś się dogadali. 

Przyszli o 11.30. Po długiej i ożywionej dyskusji z pełna gamą gestykulacji ojciec Estery zgodził się, by Jackson (Pan Młody) napisał oświadczenie/przyrzeczenie, że do miesiąca zapłaci ojcu tę krowę i dwie kozy. Podpis Pana Młodego, podpis ojca Panny Młodej, podpis świadka (mojego katechisty Roberta) i mój wraz z pieczątka parafialną.

Sytuacja rozminowana, wszyscy odetchnęli z ulgą! Od wczoraj misja żyła w napięciu i wszyscy, włącznie z wolontariuszami szeroko komentowali tutejsze obyczaje kupna/sprzedaży kobiet z okazji małżeństwa.


Przez to całe zamieszanie z ojcem Panny Młodej, musiałem przesunąć godzinę Mszy ślubnej z 16 na 17, bo nie było szans, by Państwo Młodzi mogli zdążyć, gdy tyle czasu im zajęła sprawa spłaty posagu.


W drodze do wioski (5 km od Kiabakari) widzieliśmy postępy w poszerzaniu naszej szosy z Musomy do Mwanzy i kładzeniu nowej nawierzchni. Kurz niemiłosierny wszędzie, ale mamy nadzieję, że Chińczycy skończą przynajmniej nasz odcinek z Kiabakari do Musomy za kilka miesięcy i będzie już inaczej się jeździć.


Msza ślubna w Nyamika trwała niecałe półtorej godziny. Sakrament małżeństwa połączony był z chrztem dwójki małych dzieci Państwa Młodych. Duchota straszna przy ołtarzu, zapach nietoperzy duszący. Bogu dzięki, że wszystko poszło dobrze i wróciliśmy do domu jeszcze przed zmierzchem.

Teraz czas na spokojne przemyślenie jutrzejszej liturgii i dokończenie ogłoszeń parafialnych. Dobrej nocy wszystkim sympatykom i dobroczyńcom Fundacji Kiabakari i "Rolek bez Granic"!


Nawierzchnia trasy 


Klasy dróg legenda:
kl. - klasa np. kl. 1 
1 - asfalt bardzo dobry lub dobry jazda przyjemna
2 - kostka brukowa, płytki chodnikowe, kiepski asfalt- jazda możliwa ale mniej przyjemna
3 - szutrowa, żwirowa lub piaskowa droga, kocie łby jazda niemożliwa lub bardzo uciążliwa.
 
Trasa łącznie- 64 km
Zgorzelec (Görlitz)- Łęknica (Bad Muskau)
Od Mostu Staromiejskiego w Górlitz, czyli spod katedry niedługo czeka nas ciężki odcinek po kocich łbach (z boku stare płyty chodnikowe) (kl.2-3) i do tego pod górę ok. 500-600 m. Dalej jedziemy przy cmentarzu nadal w górę jeszcze 300 m starym asfaltem (kl.2). Wyjechaliśmy z miasta (uff!) i znajdujemy się na wzgórzu. Potem zjeżdżamy z górki mało uczęszczaną drogą samochodową (kl 1).
Po 1-2 km i docieramy do idącej w polu drogi żwirowej (kl.3) na szczęście krótkiej 500 m. Kończy się ona w pobliżu autostrady i zaczyna dobry asfalt (kl.1). Powyższy odcinek od Görlitz do autostrady wynosi około 5 km łącznie do przeżycia.
Uwaga! będzie trochę z górki, umiejętność hamowania mile widziana. 
Potem jedziemy - na wsi niemieckiej - drogą samochodową o znikomym ruchu a i kierowcy z dużym marginesem nas mijają. W Neusdorf 500 m ciut gorszego asfaltu 500 m (kl.2).
Następnie 2 km przed miejscowością Deschka zaczyna się oddzielna ścieżka rowerowa najpierw wzdłuż ulicy potem wśród pól i lasów. Asfalt bardzo gładki (kl.1) i taką trasą (sporadycznie tylko zbliżającą się do drogi samochodowej) dojedziemy do Rothenburgu. Tam 100-200 m kocich łbów (kl. 3) przed rynkiem (w centrum miasteczka: informacja turystyczna i bistro-bar), potem już można jechać wycinkiem asfaltu (do wyboru są jeszcze kocie łby i płyty chodnikowe) około 100 m i z głowy. Następnie ścieżka rowerowa(kl.1) wzdłuż samochodowej. I po 1-2 km mamy odcinek 400 m kostki brukowej (kl.2) na odcinku 400 m. Następnie przez wiele kilometrów bardzo gładki asfalt (po prostu bajka) po wydzielonej ścieżce (pola, lasy i trochę rzeki Nysy) Praktycznie (nie licząc krótkich mniej niż 100 m - 3 odcinków - gorszej nawierzchni) taka trasa wiedzie nas do Bad Muskau. Na około 2 km przed Bad Muskau zaczyna się kostka brukowa (kl. 2) i mały kawałek 100 m drogi ubitej ziemistej (kl. 3)


Porady dla podróżujących

Ważną umiejętnością w jeździe na rolkach jest umiejętność dobrego hamowania (co zauważyłem, część osób zaniedbuje ją i hamuje na trasie łapiąc się słupów). Nie śmieję się- wiem, że to trudne do nauczenia. Ja umiejąc hamować prawą nogą mam problemy z nauczeniem się hamowania lewą. Odradzam nauką hamowania tylnym hamulcem. Na pierwszej ostrzejszej górce zetrze się pozostawiając "malowniczy" ślad za sobą. Poza tym takie hamowanie wymaga odgięcia nogi i przy większej prędkości łatwo stracić równowagę. Najlepszym sposobem jest hamowanie ciągnąc prostopadle do kierunku jazdy niejako drugą nogę za sobą. Trzeba pamiętać, że ciężar ciała spoczywa na nodze jadącej wprost a tą drugą, którą hamujemy mamy ciągnąć za sobą, a nie stawać na niej.
Teraz porada z innej beczki dla użytkowników telefonów komórkowych w terenach przygranicznych.Często się zdarza, że sieć z zza granicy łapie nas jeszcze zanim fizycznie tą granicę przekroczymy na terenie kraju. Wystarczy w "ustawieniach telefonu" zmienić "wybór operatora" z automatycznego na manualny i wybrać sieć rodzimą. Teraz nawet będąc w niedalekiej odległości od granicy u naszych sąsiadów nie będziemy rozmawiać za pośrednictwem drogiego roamingu. Oczywiście sygnał maleje wraz z odległością od granicy. Na szlaku Odra- Nysa się sprawdza jak na razie. 
Za wskazówkę dziękuję panu Sebastianowi, który jest sklepikarzem z pogranicza, a także zapalonym rolkarzem. Dzięki niemu już dużo zaoszczędziłem na rozmowach telefonicznych.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz